niedziela, 13 października 2013

Brat Elvis

Jestem pół-góralką. Mieszkam na Podhalu, w wiosce, gdzie połowa zameldowanych mieszkańców to obywatele USA. W domu mówię gwarą do mamy i "po pańsku" do babci, która jest z Krakowa. W internacie posługuję się poprawną polszczyzną, chociaż zdaża mi się zapomnieć i w środku zdania rzucić "jus", "se", "siednij", "kany?".
Obecnie jestem w domu i wczoraj... Hm, oglądaliście w Teatrze Telewizji "Brat Elvis"? Jeśli nie, to streszczę krótko: do domu rodzinnego wraca Elvis Gąsienica, góral urodzony w Stanach.
Wczoraj spotkałam takiego Elvisa. Przyszedł do mojej mamy, a że nie zna ona angielskiego, zawołała mnie. Wyglądał jak Steve Jobs. Porozumiewał się angielskim z polskimi (góralskimi) wtrętami, przez co miałam trudności ze zrozumieniem go.
Udało się nam ustalić, że szuka brata, że dostał numer od siostry i adres. Nie chciał dzwonić, za punkt honoru obrał sobie dotarcie do brata na własną rękę, bo brat jest "Stahy" i może nie używa telefonu. Zadanie bardzo trudne, bo numery domów są u nas rozmieszczone bardzo różnorodnie - w jakiej kolejności się kto budował, taki dostawał. Albo brał "z kołyski". Chociaż działka na drugim końcu wsi, to brał numer domu rodzinnego i dodawał "A" na końcu. W ten sposób naprzeciwko 73a jest 139.
Dopytywaliśmy się o przydomek (ma go każda część rodziny, przydaje się, bo 1/4 wsi nosi to samo nazwisko), ale go nie znał. W końcu mama przypomniała sobie, że jeden "ród" o tym nazwisku mieszka uliczkę dalej. Powędrował w świat ze smartfonem z GoogleMaps w ręku, amerykańsko niefrasobliwy.
Od agencji wywiadowczej Babcia&Bojcorki dowiedziałam się, że ostatecznie dotarł na plebanię i razem z księdzem znaleźli brata. Ale w jakim języku mówili, nie wiem, bo ponoć "brat" angielskiego nie zna.
Moja mama skomentowała jego zachowanie "Wis, to taki truoche świr".

W USA mieszka już któreś z kolei pokolenie górali. Część z nich posługuje się mieszaniną gwary i angielskiego, nie znają polskiego. To ostatnie jest też często spotykane w Polsce. Dla moich rówieśników gwara bywa językiem ojczystym, polski jest dla nich obcy. Ja na szczęście żyję na pograniczu tych dwóch światów.

Jeszcze tylko kilka słów o samych góralach. Jesteśmy według stereotypu skąpi i uparci, skorzy do gniewu i pragmatyczni. Po kolei: żyjemy bardzo oszczędnie, przez co mamy więcej pieniędzy na większe wydatki, zawsze mamy rację i trudno nam się przyznać do błędu. Jesteśmy bardzo dumni, u mojego brata zauważyłam zwiększoną podatność na manipulację "na Polaka - Co, ja nie zrobię!?". A co do gniewu - jesteśmy cholerykami: wyzywamy się, tłuczemy (dotyczy to tylko równoległego pokolenia, od starszych wara!), dogryzamy sobie złośliwie, a im częściej to robimy, tym bardziej się kochamy.

A jak regują na nas inni? Gdy się zapomnimy i w Krakowie rzucimy coś gwarą, uśmiechają się i pozdrawiają "ziomków z Podhala".

środa, 9 października 2013

Beginnen, bitte!

Pomiędzy czytaniem 1Kor a nauką na niemiecki pasuje coś wrzucić, dla przyszłych pokoleń, na pamiątkę, że kiedyś istniał początek...
Dobra, koniec z metafizyką.
Postanowiłam w końcu zacząć sobie prowadzić blogo-pamiętnika. Czyli bloga po prostu, bo taką funkcję spełniały blogi na początku, o ile dobrze pamiętam. Ten blogo-pamiętnik będzie też pewną wprawką. Chcę ćwiczyć pisanie, szczególnie pisanie długie i wyczerpujące... Wyjdzie mi to zapewne jak wyjdzie, ale popełnić grafomanię można zawsze. Dobrze ją popełniać - to już trudniej.
Opowieść chciałabym rozpocząć od przedstawienia postaci, czasu i miejsca akcji, żeby Czytelnik nie miał problemu z zorientowaniem się, o kim mowa, gdzie, co i kiedy.
Jestem Ola, lat 18, uczennica szkoły zwanej potocznie Radosną. Zagłębiać się w detale nie chcę - każdy, kto moje LO kojarzy, po tej nazwie je pozna.
Mieszkam w internacie, w pokoju nr 4, z trzema współlokatorkami - więcej o nich w karcie "Osoby epiki".
Na blogu pojawi się pewnie także moja rodzina, w skład której wchodzą: Mama, Radek, Iju da-da, Babcia i ja. Więcej o nich później.
Obecnie siedzę w pokoju, gadam z Gacixem przez Skype (wyjechała do domu, menda jedna) i pożeram jego "Gratkę".

Odchamianko

Byłam wczoraj w teatrze. Na "Chorym z urojenia". Grał Grabowski, klasa sama w sobie, jak to określiła moja wychowawczyni. Dla mnie to wyzwiska, którymi raczył innych aktorów, były takie jak w Kiepskich. Sad, but true. 
Po przeczytaniu 1Kor wiem już, skąd wziął się zwyczaj zdejmowania czapek w kościele. Poza tym, Św. Paweł miał specyficzne poczucie humoru, przy całej swej skromności. I dopiero teraz przekonałam się, że był naprawdę oczytanym i wykształconym człowiekiem. Czytam sobie, czytam i: O, taki motyw, o, to do tego aluzja!

To tyle na dzisiaj.
Pozdrawiam, 
Vak

Witaj!

Znajdujesz się na blogu poświęconym perypetiom mieszkanek internatowego pokoju nr 4. Znajdziesz tu elementy (auto)biograficzne, przemyślenia, felietony... i różne inne rzeczy.
Zapraszamy do czytania!
Obsługiwane przez usługę Blogger.

Archiwum